środa, 12 lutego, 2025
No menu items!

Biznes i gospodarka

Niska świadomość szarej strefy wśród graczy w Polsce. Prawie 80 proc. gra w nielegalnych kasynach online [DEPESZA]

W walce z szarą strefą na rynku gier hazardowych w Polsce nie pomaga niska świadomość wśród samych graczy. 79 proc. z nich przyznaje, że korzysta z usług działających nielegalnie kasyn online – wynika z badania przeprowadzonego dla Stowarzyszenia Graj Legalnie. Chociaż jest to odsetek nieco niższy...

Na rynku działa już ponad 1,2 mln terminali płatniczych. Nadal może być 500–600 tys. miejsc, gdzie płatności bezgotówkowe nie są przyjmowane

Płatności bezgotówkowe z każdym rokiem biją kolejne rekordy popularności, a na polskim rynku funkcjonuje już ponad 1,2 mln terminali płatniczych POS, z których wszystkie są dostosowane do akceptacji płatności zbliżeniowych i mobilnych. Wciąż są jednak tzw. białe plamy. – Szacujemy, że jest ok....

Rok po zmianie systemu rozliczeń fotowoltaika wciąż na fali wzrostowej. Problem stanowią jednak przestarzałe sieci

W kwietniu br. minie rok, odkąd zmieniły się zasady rozliczania nowych prosumentów za energię z przydomowych instalacji fotowoltaicznych przekazywaną do sieci i z niej pobieraną. – Sytuacja cenowa i geopolityczna powodują, że mimo zmiany tego systemu rozliczeń odbiorcy wciąż sięgają po fotowoltaikę – mówi Dominika Taranko, dyrektorka Forum Energii i Klimatu w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Jak wskazuje, firmy i inwestorów indywidualnych do takich inwestycji skłania niestabilna sytuacja na rynku energii i rosnące ceny prądu. Coraz większym problemem jest jednak niewystarczająca przepustowość krajowych sieci elektroenergetycznych, a w efekcie – rosnąca liczba decyzji odmownych dotyczących przyłączenia do nich instalacji PV. 

Dynamika rynku fotowoltaicznego wciąż jest znakomita. To jest zielone i tanie źródło, które wspiera procesy dekarbonizacyjne zarówno w gospodarce, jak i w segmencie odbiorców indywidualnych – mówi agencji Newseria Biznes Dominika Taranko. – Ta dynamika przyrostu w fotowoltaice okazała się w ostatnich latach na tyle duża, że przekroczyła nawet rządowe szacunki dotyczące tego wzrostu. I miejsce paneli fotowoltaicznych, energetyki solarnej w przyszłej polityce energetycznej państwa na pewno będzie istotne.

Według danych Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE) w ubiegłym roku operatorzy przyłączyli do swoich sieci dystrybucyjnych 356 tys. mikroinstalacji PV o łącznej mocy 3,18 GW. To w sumie o 40 tys. mniej niż rok wcześniej, ale – jak wskazuje PTPiREE – ich łączna moc przewyższyła o prawie 123 MW moc instalacji zamontowanych w 2021 roku. Ogółem Polska zamknęła ubiegły rok z wynikiem 1,21 mln mikroinstalacji PV o łącznej mocy 9,2 GW. Natomiast w latach 2019–2022 liczba takich mikroinstalacji przyłączonych do sieci dystrybucyjnych wzrosła w Polsce aż 22-krotnie (o 2132 proc.), przy jednoczesnym, blisko 27-krotnym wzroście mocy zainstalowanej.

Tak błyskawiczny rozwój energetyki solarnej to m.in. zasługa rządowego programu dotacyjnego Mój Prąd. W kwietniu br. rusza jego kolejna, piąta edycja, w której obok instalacji PV będzie można pozyskać dofinansowanie do instalacji pomp ciepła i kolektorów słonecznych do podgrzewania wody użytkowej. Maksymalna kwota dotacji, jaką będzie mógł uzyskać beneficjent, sięgnie w sumie aż 58 tys. zł. To jeden z powodów, dla których wciąż cieszy się on sporą popularnością, mimo że rok temu (od 1 kwietnia 2022 roku) zmieniły się zasady rozliczania nowych prosumentów za energię przekazywaną do sieci z przydomowych instalacji PV – tzw. system opustów został zastąpiony przez net-billing. Już sama zapowiedź tych zmian spowodowała, że wielu Polaków przyspieszyło decyzję o inwestycji w przydomową instalację PV, żeby zdążyć przed tym terminem.

– Minął rok od zmiany systemu rozliczeń dla prosumentów i tutaj trzeba powiedzieć, że za tą decyzją stały obserwacje dotyczące tempa rozwoju energetyki słonecznej. Widać, że największy przyrost nastąpił w obszarze prosumenckim i ten program zdecydowanie przyniósł spodziewane efekty. Ale nic nie może trwać wiecznie, każdy system wsparcia z czasem ulega pewnemu ograniczeniu. Tutaj mamy do czynienia ze zmianą systemu rozliczeń, który w opinii części odbiorców jest mniej korzystny. To nie zmienia faktu, że sytuacja cenowa i geopolityczna powodują, że mimo wszystko, mimo zmiany tego systemu rozliczeń, odbiorcy wciąż sięgają po fotowoltaikę – mówi dyrektorka Forum Energii i Klimatu w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Jak wskazuje, w obliczu rosnących cen prądu zainteresowanie inwestycją w panele wciąż jest duże zarówno ze strony inwestorów indywidualnych, jak i firm.

– Widzimy, że ze względu na kryzys energetyczny i pułapy cenowe, jeśli chodzi o energię elektryczną, odbiorcy sięgają po własne źródła wytwórcze. A fotowoltaika jest najłatwiejszym, najszybszym do zainstalowania źródłem, w związku z czym wiele podmiotów, które wcześniej tylko analizowały potencjalną opłacalność takiej inwestycji, dzisiaj się jej podejmuje, bo horyzont zwrotu jest dużo krótszy – mówi Dominika Taranko. – Istotne jest też to, że przyrost źródeł fotowoltaicznych skomplikował kwestie bilansowania i jest bardzo dużym wyzwaniem dla sieci elektroenergetycznych, które nie przyrastają w równym tempie w stosunku do tego boomu inwestycyjnego.

Tempo wzrostu zainteresowania fotowoltaiką zaskoczyło nie tylko rząd, lecz również operatorów sieci dystrybucyjnych. W ostatnich latach gwałtownie wzrosła liczba decyzji odmownych dotyczących przyłączenia instalacji PV do sieci ze względu na ich zły stan. Raport Client Earth z 2022 roku wskazuje, że między 2015 a 2021 rokiem operatorzy wydali ponad 6 tys. odmów przyłączenia do sieci instalacji wytwórczych, głównie OZE, o łącznej mocy ok. 30 GW, co stanowiło ponad połowę zainstalowanej mocy wytwórczej wszystkich rodzajów źródeł (konwencjonalnych i odnawialnych) w Polsce w kwietniu 2022 roku. Jak informowała w grudniu ub.r. wiceminister klimatu i środowiska Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, do resortu trafiają sygnały, że obecnie już nawet 60 do 80 proc. takich wniosków otrzymuje decyzje odmowne.

Przyrost źródeł fotowoltaicznych skomplikował kwestie bilansowania i jest bardzo dużym wyzwaniem dla sieci elektroenergetycznych, które nie przyrastają do tego boomu inwestycyjnego. W tym kontekście podbijanie tej polityki wsparcia na dotychczasowym poziomie może powodować taki klincz, gdzie odmów decyzji przyłączeniowych byłoby coraz więcej, a z drugiej strony rosłaby kolejka podmiotów zainteresowanych taką inwestycją – mówi dyrektorka Forum Energii i Klimatu w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Pod względem mocy zainstalowanej fotowoltaika jest obecnie największym w Polsce źródłem OZE, z ponad 50-proc. udziałem w tym segmencie. Według danych URE na koniec 2022 roku łączna moc wynosiła 12,1 GW, w ubiegłym roku fotowoltaika zapewniła ok. 4,5 proc. produkowanej w Polsce energii, a mikroinstalacje PV wprowadziły do sieci dystrybucyjnych prawie 5,8 TWh energii, czyli o 109 proc. więcej niż jeszcze w 2021 roku.

W ostatnim czasie odblokowano w Polsce regułę 10H, w związku z czym do realizacji będą mogły wrócić niektóre inwestycje w energetykę wiatrową na lądzie. Dlatego w nadchodzących latach spodziewałabym się pewnego zbilansowania pomiędzy przyrostem źródeł fotowoltaicznych i wiatrowych na lądzie. Podczas gdy ostatnimi laty boom inwestycyjny w fotowoltaice był ewidentny, to kolejna dekada będzie już bardziej zrównoważona – prognozuje ekspertka.

Powstał pierwszy samowystarczalny energetycznie dom do indywidualnej konfiguracji. Ma solarny dach i fasadę

Uniwersalny dom, który można skonfigurować tak, żeby odpowiadał indywidualnym potrzebom, a przy tym nowoczesny, naszpikowany inteligentnymi rozwiązaniami i mieszczący się w budżecie przyjętym przez inwestora – taki budynek zaprojektował architekt Daniel Cieślik i jego pracownia ANTA Architekci. Dzięki dachowi fotowoltaicznemu, fasadzie lub carportowi budynek jest w pełni samowystarczalny energetycznie, co znacznie obniża koszty jego eksploatacji. – Dachy solarne są alternatywą nie tylko dla paneli fotowoltaicznych, ale dla dachów w ogóle. Takie zintegrowane rozwiązanie to jest po prostu kolejny krok w ewolucji fotowoltaiki – mówi Lech Kaniuk, współzałożyciel i prezes współpracującej przy projekcie firmy SunRoof.

– Idea Domu Zmiennego jest taka, żeby był on alternatywą dla dużych mieszkań, około 100-metrowych apartamentów, i stał się dostępny dla szerszej grupy ludzi. Może być przy tym wykonany z lepszej jakości materiałów – mówi Daniel Cieślik, właściciel i główny projektant w ANTA Architekci.

Autorska pracownia postanowiła zaprojektować uniwersalny budynek, który można indywidualnie konfigurować, podobnie jak samochód klasy premium. Efektem jest właśnie Dom Zmienny, czyli nowoczesny, parterowy budynek o powierzchni 143,6 mkw., który przez lata może się zmieniać wraz z potrzebami mieszkańców. Dom ma być projektem dla każdego. Co ciekawe, w założeniu ma się on zmieścić w zasadzie na każdej działce – minimalne wymiary działki dla tego projektu wynoszą 20,95 na 25,21 m.

Zaprojektowany budynek ma swój konkretny obrys zewnętrzny, który jest niezmienny. Natomiast wszystko, co się dzieje w jego obrębie, można już zmieniać. Dostępnych jest kilka konfiguracji aranżacji wnętrz, jeżeli chodzi o liczbę pomieszczeń. Można wybrać wersję z dachem płaskim (zielonym) lub solarnym, zintegrowanym z ogniwami fotowoltaicznymi, dachem dwuspadowym, czterospadowym albo wielospadowym. W zależności od warunków zabudowy bądź planu zagospodarowania przestrzennego dostępne są też inne opcje i rozwiązania techniczne, które można samodzielnie zaprojektować w konfiguratorze dostępnym online, zgodnie z indywidualnymi potrzebami i preferencjami.

Autorzy projektu wskazują, że Dom Zmienny można zbudować i urządzić pod klucz niemal w każdym miejscu w Polsce, na dodatek trzymając się przyjętego budżetu.

– Ważne jest to, że od początku do końca można dokładnie policzyć, ile realizacja tego domu będzie kosztować – mówi Daniel Cieślik. – Powszechnie wiadomo, że większość takich inwestycji na ogół niestety przekracza założone budżety. Ale w tej chwili sytuacja jest trudniejsza, biorąc pod uwagę finansowanie i dostępność kredytów. Dlatego ten budynek można od początku do końca wycenić i w takich pieniądzach go skończyć.

Co istotne, Dom Zmienny zgodnie z początkowym założeniem jego autorów jest samowystarczalny energetycznie dzięki zasilaniu czystą energią fotowoltaiczną oraz zastosowanym technologiom magazynowania i zarządzania energią.

– Samowystarczalność Domu Zmiennego polega na tym, że potrafi on wyprodukować wystarczająco dużo energii na własne potrzeby. Jeśli w danym momencie występuje nadwyżka produkcji, to korzystając z baterii, dom magazynuje energię i zużywa ją wtedy, kiedy pojawia się taka potrzeba, na przykład wieczorem lub w nocy – mówi Lech Kaniuk, współzałożyciel i prezes zarządu SunRoof.

– Obecnie w projektowaniu staje się to pewnego rodzaju standardem, bo wszyscy dbamy o koszty związane z utrzymaniem domu. Dlatego fotowoltaika i baterie są już jednym z podstawowych elementów budynku. W przypadku technologii SunRoof jest to także ciekawy element architektoniczny – dodaje Daniel Cieślik.

W zależności od wariantu wybranego przez inwestora można się zdecydować na fasadę fotowoltaiczną, zintegrowany dach fotowoltaiczny lub carport. Energia z carportu może być wykorzystana zarówno do ładowania aut elektrycznych, jak i na potrzeby energetyczne budynku.

Prąd z fotowoltaiki w pierwszej kolejności wykorzystywany jest do zasilania urządzeń elektrycznych w budynku. Następnie ładuje się bank energii. Gdy jest on naładowany i w instalacji wewnętrznej występuje nadwyżka, wówczas prąd jest oddawany do zewnętrznej sieci. Natomiast kiedy zachodzi słońce, prąd jest pobierany w pierwszej kolejności z baterii, a dopiero później następuje pobór z sieci, który jest jednak zniwelowany praktycznie do zera. 

SunRoof to dach i instalacja fotowoltaiczna, czyli rozwiązanie 2 w 1. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to jego estetyka, ponieważ zintegrowany system wygląda dużo lepiej niż zwykłe panele PV montowane na dachu – mówi Lech Kaniuk. – Gdyby każdy budynek miał produkować własną energię z instalowanych osobno paneli PV, to na osiedlach wyglądałoby to nieatrakcyjnie. Dlatego takie zintegrowane rozwiązanie to jest po prostu kolejny krok w ewolucji fotowoltaiki. I to jest przyszłość – mówi Lech Kaniuk.

Leczenie chorób siatkówki jest w Polsce na światowym poziomie. U wielu pacjentów jednak są one wykrywane zbyt późno

AMD, czyli zwyrodnienie plamki związane z wiekiem, dotyka w Polsce ponad miliona pacjentów. Ciężka, wysiękowa postać tej choroby (nAMD) może prowadzić do szybkiej i całkowitej utraty wzroku. U wielu pacjentów choroba jest rozpoznawana zbyt późno, m.in. z tego względu, że Polacy nie mają...

Kolej przesiada się na OZE. Prąd ma być produkowany na farmach wiatrowych i fotowoltaicznych obok torów i obiektów kolejowych

Wzrost cen energii i rosnący nacisk na ograniczanie emisji powodują, że również kolej – która pod tym względem i tak jest już najbardziej ekologicznym środkiem transportu – musi myśleć o przechodzeniu na odnawialne źródła energii. Prąd z OZE ma być produkowany m.in. na farmach wiatrowych i fotowoltaicznych, powstających w pobliżu torów i innych obiektów kolejowych. Takie plany ma również SKM Warszawa, która chce zainwestować w fotowoltaikę i magazyny energii w swojej bazie na warszawskich Szczęśliwicach. – Zastanawiamy się też nad próbą miniinstalacji magazynowania energii w wodorze – mówi prezes spółki Alan Beroud. 

 Kolej jest dużym odbiorcą energii elektrycznej, w związku z czym jest to jedna z kluczowych branż, w której trzeba to zużycie energii ograniczać – mówi agencji Newseria Biznes Alan Beroud.

Według danych UTK kolej to ekologiczny, najmniej emisyjny środek transportu – odpowiada za jedynie 0,4 proc. całkowitych emisji CO2 generowanych przez transport w Europie. W przeliczeniu na pasażera pociągi produkują trzykrotnie mniej dwutlenku węgla niż samochody i aż osiem razy mniej niż samoloty. Co istotne, kolej to również jedyny środek transportu, który od 1990 roku zmniejszył ogólną emisję spalin, m.in. dzięki modernizacji lokomotyw, które z roku na rok są coraz bardziej przyjazne środowisku.

Jednocześnie kolej jest jednym z największych w skali kraju konsumentów energii elektrycznej. Szacuje się, że zużywa ok. 1–2 proc. całości konsumowanej energii. I choć w porównaniu z innymi sektorami transportu czy przemysłu wydaje się to stosunkowo niewiele, to jednak wydatki ponoszone na zakup energii stanowią jedną z głównych pozycji w budżetach kolejowych spółek. Dlatego stale poszukują one rozwiązań obniżających ten koszt, zwłaszcza teraz, w kontekście kryzysu energetycznego i wzrostu cen.

– Z perspektywy naszej spółki staramy się przede wszystkim prowadzić program eco-drivingu, zmierzający do zwiększenia efektywności zużycia energii poprzez optymalizację sposobu jazdy i wypłaszczenie pików, jak również poprzez rekuperację [odzysk energii cieplnej w systemie wentylacji – red.]. W tym pierwszym przypadku oszczędności sięgają ok. 10 proc. zużywanej energii, co w skali naszej spółki przyniosło w ubiegłym roku 3 mln zł oszczędności. W tym roku ta kwota najprawdopodobniej sięgnie już 6 mln zł. Natomiast w przypadku rekuperacji przy starym taborze otrzymujemy oszczędności ok. 20 proc. zużycia energii, a przy nowym taborze nawet do 32 proc. – wyjaśnia prezes Szybkiej Kolei Miejskiej.

Obecnie kolej wciąż wykorzystuje głównie energię elektryczną produkowaną z paliw kopalnych. Jednak – zgodnie z założeniami programu Zielona Kolej – do 2025 roku już połowa zużywanej energii ma pochodzić z odnawialnych źródeł. Do 2030 roku udział zielonej energii ma wzrosnąć do 85 proc., a docelowo – do 100 proc., co przełoży się na redukcję emisji dwutlenku węgla o 8 mln t. Prąd ma być produkowany m.in. na farmach wiatrowych i fotowoltaicznych, powstających w pobliżu torów i innych obiektów kolejowych. Podczas VI Kongresu Czystego Powietrza, jaki odbył się niedawno w Warszawie, SKM Warszawa podpisała z PKP Energetyka, integratorem tego programu, list intencyjny w sprawie przystąpienia do niego.

 W proekologicznych inwestycjach kluczowe jest to, żeby myśleć zarówno o odnawialnych źródłach energii, jak i bilansowaniu związanym z akumulatorami, magazynami energii złożonymi z akumulatorów czy też o magazynach wodorowych. Tutaj bardzo dobrym przykładem jest PKP Energetyka, która instaluje magazyny energii na swojej sieci, z której my również korzystamy. Te magazyny powodują, że spółka jest w stanie w odpowiednim momencie zwiększyć lub zmniejszyć napięcie, jest w stanie regulować sieć za pomocą podsystemów energetycznych – mówi Alan Beroud.

Warszawska SKM ma także plan inwestycji w fotowoltaikę i magazyny energii w swojej bazie na warszawskich Szczęśliwicach. 

– Zastanawiamy się też nad próbą miniinstalacji magazynowania energii w wodorze – mówi prezes Szybkiej Kolei Miejskiej.

Jak wskazuje, spółka jako kolej aglomeracyjna skupia się także na rozbudowie swojej siatki połączeń. Od 12 marca br. mieszkańcy aglomeracji warszawskiej mogą już podróżować pociągami SKM do Piaseczna. Przewoźnik uruchomił dwa połączenia – jedno łączy Piaseczno z Wieliszewem (przez Warszawę Gdańską), a drugie z Warszawą Główną. Dzięki temu podróż do centrum miasta zajmie ok. 35 min.

Pod koniec roku będziemy też uruchamiać połączenie nad Zegrze, a nasze kolejne plany to m.in. obsługa dalszych tras, żeby w optymalny sposób dowieźć naszych pasażerów do centrum miasta – mówi Alan Beroud.

Rekordowa liczba zachorowań na kleszczowe zapalenie mózgu. Przez brak mrozów i śniegu kleszcze żerują praktycznie przez cały rok

Coraz łagodniejsze zimy i brak mrozów powodują, że wydłużył się okres aktywności kleszczy. Obecnie te pajęczaki żerują już przez cały rok i występują na terenie całej Polski, dlatego każda osoba jest potencjalnie narażona na ukłucie kleszczy i przenoszone przez nie choroby. Jedną z najgroźniejszych jest kleszczowe zapalenie mózgu. Według Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) ubiegły rok okazał się rekordowy pod względem liczby zakażeń wirusem KZM w krajach europejskich. Dlatego lekarze i eksperci przypominają o szczepieniach, które są jedyną formą profilaktyki tej choroby. 

Liczba przypadków KZM rośnie z każdym rokiem w całej Europie. W Polsce najnowsze dane również wskazują na rekordowy wzrost zakażeń oraz groźnych powikłań wywoływanych tą chorobą. Jednak, jak podkreślają eksperci, liczba przypadków może być niedoszacowana, ponieważ nie są one dokładnie raportowane.

 Od kilkunastu lat obserwujemy gwałtowny wzrost zachorowań na kleszczowe zapalenie mózgu, czego główną przyczyną są zmiany w środowisku – mówi prof. dr hab. n. med. Joanna Zajkowska, specjalistka chorób zakaźnych z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. – Zmiany klimatyczne, czyli łagodne zimy, sprzyjają mnożeniu się drobnych gryzoni, a w efekcie przetrwaniu kleszczy, dla których to jest najważniejszy żywiciel. Z kolei cieplejsze wiosny wydłużają okres ich żerowania, więc aktywność kleszczy obserwujemy już przez cały rok.

KZM to ostra choroba wirusowa, która atakuje mózg i ośrodkowy układ nerwowy. Według Światowej Organizacji Zdrowia u 35–58 proc. pacjentów prowadzi ona do trwałych następstw neurologicznych, a w 1–4 proc. przypadków – do zgonu. Każdego roku odnotowywanych jest kilkaset ciężkich przypadków kleszczowego zapalenia mózgu wymagających hospitalizacji.

 Każde zakażenie wirusem kleszczowego zapalenia mózgu jest groźne – podkreśla Agnieszka Motyl, dyrektor Działu Jakości i Standardów Medycznych, specjalista medycyny rodzinnej i epidemiolog w Medicoverze. – Pomimo że 1/3 z tych zakażeń przebiega bezobjawowo, to pozostała część to zakażenia objawowe. W ok. 30 proc. przypadków infekcja przechodzi w fazę drugą, w fazę zajęcia układu nerwowego ze wszystkimi tego konsekwencjami i potencjalnym ciężkim przebiegiem, który może prowadzić do zgonu.

W Polsce KZM jest najczęściej raportowaną przyczyną neuroinfekcji wirusowych. Wśród możliwych powikłań tej choroby najgroźniejsze są powikłania neurologiczne. U ok. 1 proc. chorych z objawami neurologicznymi dochodzi do zgonu, ale co istotne, nie wszyscy wśród pozostałych 99 proc. wracają do pełnej sprawności. U 1/3 osób zakażonych wirusem KZM mogą wystąpić długoterminowe powikłania, takie jak zaburzenia funkcji poznawczych.

Gorączka, ból głowy, mięśni i stawów, czyli typowe objawy przypominające grypę, towarzyszą pierwszej fazie kleszczowego zapalenia mózgu. Natomiast w drugiej pojawiają się objawy neurologiczne, takie jak nudności, drgawki, zaburzenia świadomości, porażenie kończyn i mięśni oddechowych, a nawet śpiączka. Co istotne, na KZM nie ma lekarstwa, tę chorobę można leczyć wyłącznie objawowo.

– Leczenie jest niestety tylko objawowe. Zmniejszamy gorączkę, pomagamy przetrwać ostry okres choroby, zmniejszamy bóle głowy, zmniejszamy ciśnienie wewnątrzczaszkowe. Natomiast jeżeli zaczynają się porażenia, nie jesteśmy w stanie nic zrobić, nie jesteśmy w stanie ich wyhamować – mówi prof. dr hab. n. med. Joanna Zajkowska.

– Nie mamy leku na kleszczowe zapalenie mózgu, w związku z tym nie jesteśmy w stanie pomóc pacjentowi w inny sposób, jak tylko podtrzymując jego funkcje życiowe i pomagając mu przeczekać ten ostry, dramatyczny okres choroby – dodaje Agnieszka Motyl.

Lekarze wskazują, że powikłania po ciężkim przebiegu KZM często wymagają wielomiesięcznej rehabilitacji, choć zdarza się też, że są nieodwracalne. Na ciężki przebieg KZM, powikłania, a nawet śmierć z powodu zakażenia wirusem KZM szczególnie narażone są osoby, które mają z jakiegoś powodu upośledzoną naturalną odporność, a także dzieci.

– Dzieci bardzo energicznie wchodzą w przyrodę, zarówno w momencie kiedy dopiero zaczynają chodzić, czyli około pierwszego roku życia, aż po okres nastoletni, kiedy zaczynają się wyjazdy z rówieśnikami, kolonie, obozy harcerskie i tego typu aktywności. Dlatego rzeczywiście dzieci są bardziej narażone na ataki kleszczy i w ich przypadku szczególnie zalecane są szczepienia przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu – mówi Alicja Sapała-Smoczyńska, kierownik Działu Medycznego ds. operacyjnych Szpitala Medicover, specjalista w zakresie pediatrii. 

Podobnie jak w przypadku innych chorób wirusowych szczepienia są najskuteczniejszą formą profilaktyki i zapobiegania przypadkom kleszczowego zapalenia mózgu. Szczepionka na KZM jest dostępna już od wielu lat i jest jedną z najlepiej przebadanych na świecie. Zgodnie z wytycznymi publikowanymi m.in. przez GIS szczepienia przeciw KZM są zalecane już od pierwszego roku życia, a ich skuteczność w czasie wieloletnich obserwacji klinicznych określono na ponad 90 proc.

 Takie szczepienie składa się z kilku dawek: cykl podstawowy to są trzy dawki, a następnie dawki przypominające podawane po trzech i po pięciu latach – mówi Agnieszka Motyl.

Profilaktyka przeciwko KZM zyskuje na znaczeniu zwłaszcza w kontekście coraz dłuższej żywotności kleszczy. Coraz częściej pajęczaki wybudzają się ze spoczynku i wyruszają na łowy już w styczniu, a ostatnie przypadki pokłuć są notowane nawet w grudniu.

 W takich miejscach jak Wielkopolska śnieg występuje raptem przez trzy–pięć dni w roku, a temperatury ujemne może przez tydzień i to jest jedyny czas, kiedy kleszcze są nieaktywne – mówi dr inż. Anna Wierzbicka, zoolog i leśnik z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i Stowarzyszenia Rzecznicy Nauki. – Już nawet w grudniu czy styczniu kleszcze mogą się wbić w naszą skórę albo zaatakować nasze zwierzęta. Oczywiście zimą jesteśmy ubrani w grubsze warstwy ubrań, więc takiemu kleszczowi trudniej jest się dostać do skóry, w miesiącach letnich odkrywamy ciało i jesteśmy narażeni w dużo większym stopniu. Jednak to nie oznacza, że kleszcze zagrażają nam tylko w ciepłych miesiącach.

Obecnie za teren endemiczny występowania kleszczy uważa się też całą Polskę, co oznacza, że praktycznie wszędzie można mieć kontakt z tym pajęczakiem i zakazić się chorobami, które przenosi. Są one obecne już nawet w wysokich górach. Co istotne, pokłutym przez kleszcza można zostać nie tylko w lesie, ale nawet podczas spaceru w miejskim parku, na trawniku czy w przydomowym ogródku. Takie ukłucie zwykle jest bezbolesne i niezauważalne, ponieważ kleszcze mają w ślinie specjalne substancje znieczulające.

– Jeśli spędzamy wolny czas na zewnątrz, rutynowo powinniśmy ubierać długie spodnie. Po kąpieli oglądajmy swoje ciało, a szczególnie miejsca, gdzie kleszcze lubią się wbijać, czyli zgięcia pod kolanami, w łokciach, miejsce za uszami, pachy i pachwiny. Sprawdźmy, czy nie mamy tam małych, czarnych kropeczek. Jeżeli są, to postarajmy się je wyrwać pęsetą. W internecie można znaleźć filmiki instruktażowe, które pokazują, jak prawidłowo wyciągnąć kleszcza. Potem takie miejsce przemywamy, dezynfekujemy i obserwujemy – mówi dr inż. Anna Wierzbicka.

Aby uchronić się przed kleszczami, wychodząc do lasu czy parku, warto ubrać się tak, aby mieć zakryte nogi, ręce oraz głowę. Można też stosować specjalne preparaty, które mają za zadanie odstraszać kleszcze. Żadna z tych metod nie daje jednak 100-proc. gwarancji ochrony przed pokłuciem.

– Dlatego warto pomyśleć o szczepieniu na kleszczowe zapalenie mózgu – mówi  zoolog i leśnik z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

W celu zwiększenia świadomości dotyczącej wirusa KZM oraz zwrócenia uwagi na niebezpieczeństwo, jakie wiąże się z chorobami przenoszonymi przez kleszcze, powstała kampania edukacyjna „Nie igraj z kleszczem. Wygraj z kleszczowym zapaleniem mózgu”. Z inicjatywy jej organizatorów 30 marca ogłoszono w Polsce Ogólnopolskim Dniem Świadomości Kleszczowego Zapalenia Mózgu. Celem kampanii jest dostarczanie rzetelnych i wiarygodnych informacji na temat kleszczy i KZM, a także na temat profilaktyki zakażeń w postaci szczepień ochronnych. Jej organizatorami są Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej, Fundacja Aby Żyć oraz Pfizer. Partnerem kampanii jest Medicover.

Polacy zaczynają dbać o cyfrową higienę. Co dziesiąty unika korzystania z telefonu przed snem, co piąty ogranicza liczbę powiadomień

O higienie cyfrowej w korzystaniu z urządzeń ekranowych mówi się głównie w kontekście dzieci i młodzieży. Instytut Cyfrowego Obywatelstwa i Fundacja Orange postanowiły sprawdzić, jak przestrzeganie dobrych nawyków wygląda wśród dorosłych. Z ich badania „Higiena cyfrowa dorosłych użytkowniczek i użytkowników internetu w Polsce” wynika, że Polacy zdają sobie sprawę z wagi problemu. Już 2/3 uważa, że spędza przed ekranem dużo, a nawet za dużo czasu. Powoli uczą się także higieny cyfrowej. Średnio co piąty ogranicza liczbę powiadomień, a co trzeci trzyma telefon poza zasięgiem wzroku podczas spotkań z innymi ludźmi. Dobrze wypadamy pod względem odpowiednich zachowań w ruchu drogowym. Większość badanych unika korzystania z telefonu podczas prowadzenia samochodu czy przechodzenia przez jezdnię.

– Celem przeprowadzenia pierwszego ogólnopolskiego badania higieny cyfrowej osób dorosłych było to, żeby otworzyć debatę publiczną na temat tego, w jaki sposób osoby dorosłe korzystają z urządzeń ekranowych i internetu. Dlatego że jest to problem społeczny, a w debacie publicznej najczęściej skupiamy się na tym, że to dzieci i młodzież mają problemy z używaniem nowych technologii – mówi agencji Newseria Biznes Magdalena Bigaj, prezeska Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa.

 Przyzwyczailiśmy się, że oceniamy i krytycznie podchodzimy do tego, w jaki sposób dzieci budują swoją relację z nowymi technologiami, ze światem informacji. Natomiast one budują go w sposób bardzo podobny do dorosłych. To właśnie my, dorośli, modelujemy świat dzieci i młodzieży, to od nas się uczą, to nas podpatrują. Żeby lepiej modelować te zachowania dzieci, ich relacje wobec świata technologii i informacji, trzeba zadawać sobie pytanie, czy to, co robię, jest na pewno właściwą postawą, którą chcę, żeby naśladowało moje dziecko – mówi Konrad Ciesiołkiewicz, prezes Fundacji Orange.

Badanie „Higiena cyfrowa dorosłych użytkowniczek i użytkowników internetu w Polsce” zostało przeprowadzone w listopadzie ub.r. na reprezentatywnej grupie blisko 1,1 tys. polskich internautów. Skoncentrowano się w nim na czterech najważniejszych obszarach higieny cyfrowej, czyli umiejętności stawiania granic i kontroli w używaniu urządzeń ekranowych, bezpiecznym korzystaniu z internetu, tworzeniu i odbieraniu informacji w sieci oraz innych, zalecanych zachowaniach związanych z używaniem ekranów, jak dbałość o sen czy bezpieczeństwo w ruchu drogowym.

 Urządzenia ekranowe rozpowszechniły się w zasadzie w ciągu dwóch ostatnich dekad i na dodatek cały czas się zmieniają. Tak więc my, jako społeczeństwo, odrabiamy pewną lekcję i dopiero uczymy się, jak ich bezpiecznie używać. To widać w wynikach badania. W tych obszarach, o których dużo mówi się już w przestrzeni publicznej, jak np. bezpieczeństwo w internecie, ochrona haseł czy bezpieczeństwo w ruchu drogowym – tu wypadamy dobrze, wiele osób odpowiedziało, że nigdy nie przechodzi przez jezdnię czy nie kieruje samochodem, używając telefonu – mówi prezeska Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa. – Podobnie rzecz się ma z bezpieczeństwem danych. 61 proc. badanych przyjmuje zaproszenia do sieci znajomych tylko od osób, które zna. Pozytywne jest również to, że połowa badanych – publikując coś w internecie, komentując, umieszczając jakieś treści – ma na uwadze, że może kogoś skrzywdzić, że to może mieć konsekwencje dla nich bądź kogoś innego. To poczucie odpowiedzialności za to, co robimy w przestrzeni cyfrowej, jest bardzo dobrą postawą.

 Tym, co budzi pewien niepokój, jest jednak niewielka chęć zgłaszania naruszeń godności, praw, przekraczania granic, z którymi spotykamy się w świecie cyfrowym. Jeżeli ktoś uprawia hejt, to zazwyczaj się przed nim chronię, ale nie zgłaszam tego dalej do platform, do właściwych organów – dodaje Konrad Ciesiołkiewicz. – Na tę postawę powinniśmy zwrócić uwagę, bo jeżeli my, dorośli, nie bierzemy pod uwagę tej odpowiedzialności za innych – bo przecież kiedy zgłoszę, to mogę ochronić w ten sposób inne osoby – to po prostu znacznie gorzej modelujemy też zachowania prospołeczne naszych dzieci. To wydaje mi się jednym z najbardziej krytycznych wyników tego badania.

Wyniki pokazują, że czas spędzany przed ekranem kontroluje 14,3 proc. badanych, a prawie 22 proc. ogranicza liczbę powiadomień. Blisko 2/3 z nich uważa też, że spędza w ten sposób dużo, a nawet za dużo czasu.

– Pozytywnie zaskoczyła mnie ta autorefleksja, którą mamy jako społeczeństwo. Nawet jeśli jesteśmy dla siebie zbyt surowi w tej ocenie, to można powiedzieć, że 2/3 dorosłych zrobiło już pewien krok w stronę cyfrowej higieny. Przyznaje, że korzysta z ekranów dużo bądź za dużo, czyli być może jest już otwarta na to, żeby pracować nad dobrymi nawykami – mówi Magdalena Bigaj.

Z badania wynika również, że niemal co 10. internauta unika używania urządzeń ekranowych przed snem, a 18,1 proc. stara się nie kłaść telefonu przy łóżku przed zaśnięciem. Nieco więcej, bo 20,3 proc. badanych, usuwa telefon z zasięgu wzroku podczas pracy, nauki bądź innych czynności, które wymagają skupienia uwagi, a co czwarty badany pilnuje, żeby spożywać posiłki bez ekranu w zasięgu wzroku. Z kolei w kontaktach towarzyskich 1/3 badanych trzyma telefon poza zasięgiem wzroku i w miarę możliwości wycisza go podczas spotkań z innymi ludźmi.

Elementem badania był Test Higieny Cyfrowej, który organizatorzy – wraz z praktycznymi poradami dotyczącymi jej przestrzegania – udostępniają na stronie higienacyfrowa.pl. Może go wypełnić każda zainteresowana osoba. Test obejmuje m.in. pytania o kontrolowanie czasu ekranowego, korzystanie z ekranów przed snem czy podczas czynności wymagających skupienia. Może być punktem wyjścia do autorefleksji, która będzie prowadzić do wdrożenia dobrych nawyków w trakcie korzystania z internetu i urządzeń ekranowych.

– Zastosowaliśmy w tym badaniu nowe narzędzie badawczo-edukacyjne, czyli kwestionariusz samooceny, który obejmuje 39 zachowań wchodzących w skład higieny cyfrowej. W efekcie respondenci już na etapie wypełniania tego testu  zdobywali wiedzę na temat tego, czym jest higiena cyfrowa i w jaki sposób warto się zachowywać, żeby chronić swoje zdrowie w czasie używania urządzeń ekranowych i internetu – mówi prezeska Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa.  – Po zakończeniu badania postanowiliśmy udostępnić to narzędzie online dla wszystkich chętnych, żeby każdy mógł sprawdzić swój poziom higieny cyfrowej i zastanowić się, w jakich obszarach powinien wprowadzić dobre nawyki.

Honorowy patronat nad pierwszym ogólnopolskim badaniem higieny cyfrowej objęła Komisja Europejska w Polsce, Wydział Nauk o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Komitet Dialogu Społecznego KIG. Jego organizatorzy wskazują, że jest ono dopiero początkiem kilkuletniego projektu badawczo-edukacyjnego poświęconego temu zagadnieniu.

– Sformułowanie higiena cyfrowa pojawia się w coraz większej liczbie dokumentów Komisji Europejskiej czy polskich dokumentów mówiących o edukacji cyfrowej i medialnej – zauważa Konrad Ciesiołkiewicz. – Jesteśmy dopiero na początku drogi do zdobycia tej kompetencji – bo higienę cyfrową można tak nazwać – uczenia się funkcjonowania w świecie przepełnionym informacjami i technologiami cyfrowymi. A jeśli jest to kompetencja, to ona opiera się na wiedzy i umiejętnościach. I dlatego znacznie odważniej powinniśmy o niej mówić.

Według ubiegłorocznego raportu Hootsuite i We Are Social („Digital 2022”) z internetu korzysta już 87 proc. polskiego społeczeństwa. Z kolei dane Urzędu Komunikacji Elektronicznej (badanie konsumenckie klientów indywidualnych 2022) pokazują, że 97,2 proc. Polaków korzysta z telefonii komórkowej, w przeważającej większości za pomocą smartfona. 

Warszawa konsekwentnie przechodzi na bezemisyjny transport. Zamówi w tym roku kolejne 12 autobusów elektrycznych

Pod koniec lutego br. Komisja Europejska zaproponowała, aby wszystkie nowe autobusy miejskie od 2030 roku były już zeroemisyjne. Celem jest bowiem ograniczenie do 2040 roku emisji CO2 pojazdów ciężkich o 40 proc. Samorządy, które już dziś inwestują w zielony transport publiczny, podkreślają, że tempo wymiany taboru zależy w dużej mierze od środków finansowych dostępnych na ten cel. – W mojej ocenie w tak krótkim czasie, czyli w niespełna siedem lat, nie będziemy gotowi na to, żeby przejść na zeroemisyjne autobusy w stu procentach – mówi Katarzyna Strzegowska, dyrektorka ZTM w Warszawie, który dysponuje obecnie największą w Polsce flotą elektrycznych autobusów. 

– W najbliższych kilku latach będziemy cały czas stawiać na tabor elektryczny, który jest dostępny i na razie nie ma problemów z dostępnością energii – mówi agencji Newseria Biznes Katarzyna Strzegowska. – Musimy też myśleć, testować i analizować możliwości eksploatacji taboru wodorowego, zarówno w trakcji autobusowej, jak i kolejowej, ale to jest już bardziej odległa przyszłość niż najbliższe pięć–siedem lat. Mieliśmy okazję testować autobus wodorowy. Jednak najpierw musimy mieć, po pierwsze, środki na zakup takiego taboru i, po drugie, musimy mieć wodór, żeby taki autobus mógł jeździć.

Jak wskazuje, stolica od ponad dekady mocno inwestuje w zielony tabor. Dziś spośród 1,2 tys. autobusów, które codziennie wyjeżdżają na ulice Warszawy, blisko połowa to pojazdy nisko- i zeroemisyjne – hybrydowe, gazowe i elektryczne. Tych ostatnich jeździ ponad 160, a niedawno ZTM poinformował o zakupie 12 kolejnych elektryków.

Nowe przegubowce posłużą do obsługi linii w najbardziej zurbanizowanych rejonach miasta. Harmonogram zakłada, że w tym roku zostanie ogłoszony przetarg na zakup autobusów i nastąpi podpisanie umowy z dostawcą. Pierwszy autobus przyjedzie do stolicy pod koniec 2024 roku, a kolejne – w pierwszych miesiącach 2025 roku. Projekt otrzyma dofinansowanie z konkursu „Zielony transport publiczny” organizowanego przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Koszt zakupu 12 autobusów i wyszkolenia co najmniej 10 kierowców posiadających uprawnienia instruktora oraz 15 pracowników zaplecza technicznego w zakresie obsługi pojazdu określono na ponad 47 mln zł. Z tego blisko 9 mln pokryje miejski budżet.

– Dalsza wymiana taboru na zeroemisyjny jest uzależniona od możliwości budżetowych miasta i od tego, czy będą środki zewnętrzne, zarówno z poziomu rządowego, jak i z poziomu Unii Europejskiej – mówi dyrektorka Zarządu Transportu Miejskiego w Warszawie.

Pod koniec lutego br. Komisja Europejska zaproponowała nowe, ambitne cele w zakresie redukcji emisji CO2 dla pojazdów ciężkich powyżej 16 t – o 90 proc. do 2040 roku. Komisja chce także, aby wszystkie nowe autobusy miejskie od 2030 roku były już zeroemisyjne. W uzasadnieniu wskazano, że samochody ciężarowe, autobusy miejskie i autobusy dalekobieżne odpowiadają za ponad 6 proc. całkowitych emisji gazów cieplarnianych w UE i ponad 25 proc. emisji gazów cieplarnianych z transportu drogowego ogółem. Nowe, zaostrzone normy emisji w tym segmencie mają wspomóc przechodzenie na mobilność bezemisyjną i przyczynić się do całkowitej neutralności klimatycznej UE w 2050 roku.

– W mojej ocenie w tak krótkim czasie, czyli w niespełna siedem lat, nie będziemy gotowi na to, żeby przejść na zeroemisyjne autobusy w stu procentach. Oczywiście podejmujemy wszelkie działania, żeby ta zeroemisyjność cały czas była rozwijana, natomiast zważywszy na to, jak duże środki finansowe są potrzebne na realizację tego celu, myślę, że będzie trudno – mówi Katarzyna Strzegowska.

Według ubiegłorocznego raportu PSPA („Polish EV Outlook 2022”) Polska już w tej chwili plasuje się w europejskiej czołówce pod względem rejestracji autobusów elektrycznych. Na koniec 2021 roku w polskich miastach jeździło 615 takich autobusów (5,2 proc. całego parku autobusów miejskich w Polsce), a największą flotą – składającą się ze 160 busów – dysponowała właśnie Warszawa.

– Transport publiczny w Warszawie jest priorytetem – mówi dyrektorka stołecznego ZTM. – Cały czas inwestujemy również w infrastrukturę szynową, czyli tramwaje, kolejne linie metra i rozbudowę połączeń Szybkiej Kolei Miejskiej. To są duże projekty inwestycyjne, które znów wymagają dużych nakładów finansowych, ale one rzeczywiście przynoszą efekt zwrotny, przede wszystkim w postaci zachęty do przesiadania się na komunikację miejską. Mają też komponent ekologiczny i ekonomiczny, bo te projekty zakładają wyposażanie budynków i całej infrastruktury w panele fotowoltaiczne i magazyny energii. Czyli nie dość, że wykorzystujemy energię, eksploatując tabor elektryczny, to będziemy starali się ją również odzyskiwać, sami produkować i magazynować.

Aby zachęcić mieszkańców do komunikacji miejskiej, w mieście przybywa też buspasów – ich długość przekroczyła już 82 km.

Milowy krok do budowy elektrowni jądrowej w Polsce. PGE i ZE PAK powołają do tego celu wspólną spółkę

Uruchomienie pierwszego bloku elektrowni atomowej w Pątnowie ma być możliwe już w 2035 roku – wynika ze wstępnych analiz. PGE i ZE PAK podpisały właśnie wstępne porozumienie dotyczące powołania wspólnej spółki celowej. Nowy podmiot ma zabezpieczyć polskie interesy w budowie elektrowni jądrowej razem z Koreańczykami, ponieważ do niego będzie należeć większościowy udział w realizowanym projekcie. Będzie reprezentować polską stronę na wszystkich jego etapach, w tym m.in. w trakcie pozyskiwania finansowania i przygotowywania szczegółowego harmonogramu inwestycji. 

We wtorek, 7 marca br. PGE Polska Grupa Energetyczna i ZE PAK podpisały wstępne porozumienie w sprawie utworzenia wspólnej spółki celowej, która będzie realizować projekt budowy elektrowni jądrowej w regionie konińskim. Oba podmioty będą mieć w nowo powstającej spółce po 50 proc. akcji, podejmując decyzje na zasadzie konsensusu.

W podpisanym porozumieniu określiliśmy podstawowe zasady współpracy w ramach spółki, którą powołamy po uzyskaniu zgody UOKiK – mówi agencji Newseria Biznes Wojciech Dąbrowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej. – Spodziewamy się, że w ciągu kilku miesięcy dołączy do nas partner koreański. Jednak zakładamy, że to polska strona będzie mieć w tej inwestycji większościowy udział i cały projekt będzie pod kontrolą polskiej strony.

– Zgłosimy do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zamiar koncentracji, ponieważ taka wspólna spółka PGE i ZE PAK-u wymaga zapytania o zgodę. Przewidujemy, że prezes UOKiK przychylnie spojrzy na nasz wniosek – dodaje Piotr Woźny, prezes zarządu ZE PAK. – Plan mamy taki, żeby do końca czerwca br. zakończyć prace nad definiowaniem sposobu działania tej spółki, żeby ona stała się już realnym bytem. Zadaniem tej spółki będzie uruchomienie wszystkich działań związanych z badaniami lokalizacyjnymi, środowiskowymi i uzyskaniem całego ciągu wszystkich zgód, pozwoleń administracyjnych niezbędnych do tego, żeby elektrownię atomową budować.

List intencyjny dotyczący budowy pierwszej w Polsce elektrowni atomowej w Pątnowie został podpisany 31 października 2022 roku przez PGE, ZE PAK i południowokoreański koncern energetyczny KHNP. Do końca ubiegłego roku strony przygotowały już wstępny plan rozwoju inwestycji. Wykonane zostały m.in. wstępne analizy warunków geotechnicznych, sejsmicznych i środowiskowych, opracowany został również szacunkowy budżet prac przygotowawczych i etapu budowy oraz harmonogramu realizacji projektu.

– Polska gospodarka, aby się dalej rozwijać, potrzebuje silnej i niezależnej energetyki. W kolejnej dekadzie ważną rolę odegrają odnawialne źródła energii. Jednak kluczowe będzie stabilne, zeroemisyjne źródło, jakim jest energetyka jądrowa. W tym celu konsekwentnie rozwijamy rządowy Program polskiej energetyki jądrowej, którego uzupełnieniem jest projekt realizowany przez PGE, ZE PAK i KHNP. Powołanie wspólnej spółki przez PGE i ZE PAK to kolejny krok w realizacji tego projektu. Będzie ona bezpośrednim partnerem koreańskiego KHNP przy budowie elektrowni jądrowej w regionie konińskim. Pomimo że jest to projekt biznesowy, ma on pełne poparcie polskiego rządu – powiedział podczas podpisywania porozumienia Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych.

Przyjęta w 2021 roku i zaktualizowana po wybuchu wojny w Ukrainie „Polityka energetyczna Polski do 2040 roku” (PEP 2040) zakłada, że energetyka jądrowa ma być w Polsce podstawą i uzupełnieniem dla źródeł odnawialnych. Rząd zakłada też, że – jako zeroemisyjne źródło energii – pozwoli też na realizację unijnych zobowiązań, czyli osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Przede wszystkim energetyka jądrowa ma jednak zwiększyć bezpieczeństwo i suwerenność energetyczną kraju.

– Naszym celem jest wyeliminowanie w przyszłości dostaw jakichkolwiek paliw z kierunku wschodniego, a ta elektrownia da Polsce suwerenność, bezpieczeństwo i niezależność. Ale także nie zapominajmy o tym, to jest niebagatelne dzisiaj, ta elektrownia nie będzie emitowała CO2, co dzisiaj w dużej mierze wpływa na koszty energii elektrycznej, a więc energia elektryczna z elektrowni jądrowej będzie energią tańszą – mówi Wojciech Dąbrowski.

PGE i ZE PAK wskazują, że powołanie wspólnej spółki celowej to milowy krok do realizacji tej inwestycji. Na jej lokalizację – po wstępnych analizach – został wybrany Pątnów, gdzie z końcem 2024 roku ZE PAK zamierza zakończyć produkcję energii elektrycznej z węgla brunatnego.

Zaletą Pątnowa jest jego centralna lokalizacja, przy jednym z kluczowych krajowych węzłów energetycznych, która umożliwi wyprowadzenie energii elektrycznej we wszystkich kierunkach przy minimalizacji strat związanych z przesyłem oraz optymalne wykorzystanie sieci elektroenergetycznej.

– Drugi atut to podłączenie do całej sieci energetycznej, a trzeci – system chłodzenia, który przez lata z powodzeniem chłodził elektrownię na węgiel brunatny. Odkrywki, które wyeksploatowaliśmy i z których wykopaliśmy węgiel brunatny, są w tej chwili zalewane wodą i w ciągu kilku najbliższych lat w tych odkrywkach będziemy mieli 4–4,5 raza więcej wody niż w systemie chłodzenia, który przez lata z powodzeniem chłodził elektrownię na węgiel brunatny – wymienia prezes  ZE PAK.

Jak wskazuje, w regionie jest również bardzo duża akceptacja dla nowej inwestycji – zarówno ze strony mieszkańców Konina i okolic, jak i okolicznych samorządów oraz władz województwa wielkopolskiego.

Uruchomienie pierwszego bloku elektrowni atomowej ma być możliwe już w 2035 roku. Na podstawie dotychczas wykonanych wstępnych analiz oceniono, że perspektywiczne jest posadowienie co najmniej dwóch reaktorów koreańskiej technologii APR1400 o łącznej mocy 2,8 tys. MW, które mogłyby dostarczyć do polskich domów i firm około 22 TWh energii.

- Advertisement -spot_img

Latest News

- Advertisement -spot_img